niedziela, 13 stycznia 2013

Rozdział 5


Weekend Walencja:
Stałam przed lustrem w swoim hotelowym pokoju sceptycznym spojrzeniem oceniałam swój strój kąpielowy panny cnotki. W takim czymś nigdy nie uda mi się znaleźć chłopaka. Ha ha chłopaka, dobre sobie – zakpiłam. W takim czymś nikt nie spojrzy nawet w moim kierunku, a o pocałunku nie mam co marzyć. W oczach poczułam łzy. O mało się nie rozpłakałam. To żałosne. Nigdy nie byłam całowana przez chłopaka. Wyciągałam torebkę z szafy, miałam tam chusteczki do nosa. I wtedy na głowę spadło mi małe zawiniątko. Wyciągnęłam pakuneczek z siatki. Był to kostium, który kupiłam przed wyjazdem. Przypomniały mi się słowa Kami o stroju. Może nie był taki zły? W końcu zasłaniał wszystko co miał zasłaniać. Szkoda tylko że był taki…. cielisty. Z bliska jest widoczny, ale z daleka wyglądałbym jakbym była naga. Hmm, a może to jest właśnie klucz do sukcesu, albo do chłopaka – pomyślałam i uśmiechnęłam się. Szybko zmieniłam kostium i ponownie przyglądałam się sobie w lustrze. Ze zdziwieniem zauważyłam, że chyba trochę przytyłam. Od jutra zacznę biegać. Wybrałam dużą chustę, którą zawiązałam jak sarong. Założyłam okulary i kapelusz. Do torby wrzuciłam krem z filtrem, książkę, telefon, pieniądze, zeszyt i coś do pisania. Zamknęłam pokój i wyszłam na plażę. Postanowiłam, że zjem coś w restauracji przy plaży.
Kiedy tylko przekroczyłam próg obok mnie pojawiła się młody kelner, uśmiechając się zaczął prowadzić mnie do jedynego wolnego stolika na zewnątrz lokalu, bo niestety wszystkie miejsca wewnątrz były zajęte. Pozostał mi więc bar, albo stolik na słońcu. Chyba powinnam zejść z tak ostrego słońca za nim spiekę się na raka, i to tuż przed pierwszym spotkaniem z moim nowym partnerem – pomyślałam. Ostatecznie lunch też można zjeść przy barze. Zamówiłam tosty z serem i sok ananasowy. Byłam już zmęczona. Wcześniej pływałam, a słońce okropnie przypieka przez co moja skóra była bardzo mocno rozgrzana. Wyciągnęłam zeszyt, otworzyłam go na pustej stronie i pionową kreską podzieliłam kartkę na dwie kolumny. Z jednej strony napisałam: gdzie jestem teraz, a z drugiej co chcę osiągnąć.
- Co to jest? – zapytałam kelnera, gdy postawił przede mną drugą szklankę soku ananasowego.
- Sok ananasowy, ten sam jaki piła pani poprzednio – odpowiedział
- Ale ja nic nie zamawiałam – odparłam.
- Z pozdrowieniami od dżentelmenów, którzy siedzą przy stoliku na zewnętrz restauracji – odpowiedział kelner i oddalił się do nowo przybyłych gości.
Nie możliwe – pomyślałam. Na pewno nie widzieli mojego stroju, więc musieli zwrócić uwagę na mnie samą, a nie na skąpy strój . Rumieniąc się i przygryzając wargę i powoli odwróciłam głowę i…. Musiałam stłumić śmiech. No i ukryć też moją rozczarowaną minę. Sok postawiło mi czterech nastolatków, którzy z wyczekującymi minami czekali na moją reakcję. Uśmiechnęłam się więc i uniosłam lekko szklankę do góry w geście podziękowania. Potem powróciłam do mojej listy i lunchu. Kiedy zjadłam postanowiłam, że chwilę odpocznę na plaży potem popływam i wrócę do hotelu. Do restauracji weszła jakaś para. Usiadła przy stoliku, który akurat się zwolnił. Nagle za plecami usłyszałam bardzo niepochlebne uwagi. Nie chciałam się odwracać, ale byłam pewna, że dotyczą one mnie. Zmarłam słysząc te uwagi. To prawda ostatnio trochę przytyłam, ale znowu nie tak bardzo i dla kogoś obcego nie powinno to być w ogóle widoczne. Znowu poczułam się jakbym była w podstawówce, siedziała sama na przerwie, a dzieciaki wyśmiewają się ze mnie. Reszta uwag była bardziej hmm…. mściwa. Od jutra na pewno zaczynam bieganie upomniałam się po raz ostatni w myślach. Bliska łez i bardzo zdenerwowana poprosiłam kelnera o rachunek. Zeszłam ze stołka barowego i niechcący zrzuciłam moją torebkę. Schyliłam się, aby ją podnieść i w chwili kiedy się prostowałam potrąciłam jakiegoś mężczyznę. Pech chciał, że ten akurat pił sok. Zawartość szklanki znajdowała się teraz na jego koszuli. Ze wstydu spiekłam raka. Zaczęłam szukać w torbie chusteczek i jednocześnie go przepraszać. Automatycznie zaczęłam do zwracać się do niego po angielsku. Zaczęłam go wycierać. Dopiero kiedy jego dłoń uwięziła moją zorientowałam się co robię. Dotykanie go było bardzo przyjemne. Ciało miał smukłe, ale jednocześnie umięśnione. Zaczęłam ogarniać wzrokiem całą jego postać. Od wąskich stóp moje oczy kierowały się wyżej. Uniosłam głowę. Wtedy nasze oczy się spotkały. To był on.

3 komentarze:

  1. Fajne i ciekawe ;)
    Zapraszam na Opowiadanie o CR7 http://cristiano-meg.blogspot.com/2013/01/odcinek-8.html
    Pozdrawiam ;* i zapraszam do siebie

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajnie, że piszesz nowe rozdziały, ale proszę cię dodawaj je częściej, bo wchodzę na twojego bloga kilka razy dziennie i sprawdzam czy dodałaś nowy odcinek, więc proszę cię dodawaj częściej i pisz dłuższe rozdziały. Pozdrawiam i powodzenia :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapraszam na nowy rozdział 9 :)
    http://cristiano-meg.blogspot.com/2013/01/rozdzia-9.html

    OdpowiedzUsuń