sobota, 1 czerwca 2013

Rozdział 11


Jeżeli czasem tu zaglądacie to dla Was dodaję kolejny odcinek. przepraszam że taki krótki, a jeśli macie jakies propozycje albo pomysly jak rozkręcić akcję to wiecie jak mnie znaleźć, a jeśli jednak nie wiecie to na: aleksa.crazy.life@gmail.com


- Cza- cza- cza, dwa trzy, cza- cza stop, new york i szase. Teraz obrót i szase do tyłu. W tempie!
W co ja się wpakowałam. To kompletna porażka. O Boże proszę Cię pomóż mi, albo lepiej pomóż mu. Jeśli jego styl się nie poprawi nie mamy po co wychodzić na scenę.
Tylko spokojnie - powtarzałam sobie – to dopiero drugi dzień. Nikt nie łapie od razu kroków… no może poza małymi dziećmi, one mają talent do wszystkiego. Spojrzałam na Cristiano. Nie to co dorośli…
O rany. Niby bożyszcze nastolatek, król boiska i klubów, na meczach i w szatniach kręci tyłkiem do Ai seu te pego, a teraz kiedy ma okazję poćwiczyć z profesjonalistą to na nic nie może się zdobyć. Cholerny dupek czy on myśli, że wygra za ładną buźkę? Chociaż może ma rację?
- Dobra robimy przerwę. Co ty na to? – zapytałam.
- Może wreszcie włączysz jakąś muzę co? – zapytał rozzłoszczony Ronaldo – Jak mam tańczyć bez muzyki?
Wrr, co za rozkapryszony dzieciak – Na razie musisz opanować układ. Bardzo dobrze znasz muzykę do cza czy i uważam, że nie potrzebujesz akompaniamentu. Cristiano to już nie są nasze treningi jak te sprzed tygodni, na których uczyłam cię od podstaw tego jak się poruszać, kroków… niemal wszystkiego. Teraz masz już plan działania – układ, który musisz znać bo na scenie nie ma czasu na improwizację. Za kilka dni mamy pierwszy występ. Musimy być najlepsi, a jak nie najlepsi to chociaż nie najgorsi. Mamy oczarować widzów – wygłaszałam przemówienie.
- O to się nie martw. To mamy jak w banku.
- Zawsze jesteś taki pewny siebie co? Lepiej zróbmy sobie tą przerwę. Muszę coś zjeść, ty pewnie też. Proponuję żebyśmy się spotkali tutaj za… powiedzmy półtorej godziny. Co ty na to?
- Jak to spotkajmy się? Myślałem, że idziemy gdzieś razem? W końcu, kto lubi jeść sam? Ja z całą pewnością nie, wolę mieć towarzystwo.
- Yyy no cóż dzięki, ale może innym razem – obruszyłam się za tę niezwykle zachęcającą próbę zaproszenia mnie na posiłek. Zresztą kolejną już. I to znowu tak samo obraźliwą. Jakbym była aż tak nieatrakcyjna, że faceci nie chcą zapraszać mnie na lunche, kolacje… Jakbym musiała czekać na ostatnią chwilę i przyjąć jego łaskawe zaproszenie – dzisiaj jestem już z kimś umówiona – odparłam zgodnie z prawdą i wyszłam.

- Jestem już umówiona – przedrzeźniał Cristiano Francessce – ciekawe z kim? Kolejny raz zaprosił już ja na lunch. A ona co?! Nic. Za każdym razem to samo. Przykro mi jestem już umówiona… Nie, nie dzisiaj… Może w przyszłym tygodniu… Co ona sobie myśli? Że będę na nią czekał? Niedoczekanie – pomyślał Cristiano sięgną po telefon komórkowy i wystukał numer.

W tym samym czasie:
Wyszłam z klubu i przypomniałam sobie o torebce. Wiedziałam, że czegoś zapomnę. Dobrze, że nie odeszłam za daleko. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zadzwoniłam do restauracji, w której miałam się spotkać z moim menadżerem. Poprosiłam kierownika sali, aby jeśli Enrique się pojawi przekazał mu, że mogę się trochę spóźnić i żeby na mnie czekał. Właśnie biegłam po schodach na górę, kiedy przez niedomknięte drzwi usłyszałam głos Crisa. Rozmawiał przez telefon. Właśnie zapraszał kogoś do restauracji na obiad. No to dobry znak, przynajmniej nie będzie nalegał na wspólny lunch. Chociaż jego propozycja była bardzo pociągająca, dzisiaj naprawdę nie mogłam z nim wyjść. Enrique załatwił mi kontrakt na reklamę strojów kąpielowych. Muszę z nim przejrzeć umowę, chociaż niewątpliwie lunch z panem Ronaldo byłby o wiele ciekawszym zajęciem.
Cristiano skończył rozmowę. Poczekałam jeszcze pół minuty i weszłam do środka. Stanęłam jak wryta. Cristiano właśnie się przebierał. Stał w samych bokserkach. Powinnam wziąć torebkę i wyjść. Stał  tyłem do mnie, nie zauważyłby mnie gdybym cicho zabrała swoje rzeczy i wyszła. Westchnęłam.
W tym momencie Cristiano odwrócił się do mnie.
- Ładnie to tak podglądać? – zapytał z kpiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Zapomniałam torebki – zdołałam tylko wyksztusić.
- Kochanie, nie zemną te numery. Jeśli chciałaś sobie popatrzeć wystarczyło powiedzieć. W końcu spędzamy tu razem tyle czasu…
Z wrażenia upuściłam torebkę.
Opuściłam głowę i poczułam wypieki na twarzy. Gdy ją uniosłam z powrotem do góry zobaczyłam.. O zgrozo! On się zbliżał do mnie. Zbliżał ubrany tylko w bokserki. Nie wiedziałam gdzie podziać oczy. A on się tylko uśmiechał cwaniacko. Dobrze wiedział jak na mnie działa. A ja zamiast wyjść gapiłam się w jego czekoladowe oczy. Był już przede mną, dzieliły go dosłownie centymetry. Nagle schylił się. Co on robi? Chyba nie zamierza….
Spojrzał w górę, potem wyprostował się i szepną mi do ucha: innym razem kotku i podał mi torebkę, którą upuściłam. Później roześmiał się na całe gardło. A ja pospiesznie opuściłam klub.